środa, 30 maja 2012

Rozdział II


Rozdział II

   Następnego ranka dzieci zjadły tym razem dwie kromki chleba z mlekiem i wyszły na dwór.
- Co robimy?-spytał John 
- Myślę to, co zwykle-stwierdziła Alice.
- Racja.-po chwili dodała-Nie zważajmy na słowa Billego.
- A co Billy powiedział?-zaciekawił się chłopiec
- Nic takiego...
   Dzieci siedziały i prosimy o monety. Dziś im już nie dawali, wcale. Poczuli się zrujnowani. Nie widzieli jak pomóc mamie spłacić dług za mieszkanie. Smutna Alice poszła na spacer wzdłuż swego amerykańskiego miasteczka. Rozmyślała o życiu, co będzie robić. Od zawsze marzyła o karierze projektantki. W tej wiosce nie miała szans na sukces, była ona zbyt biedna. Dlatego nie mając wyboru większość dzieci żebrało dla swoich rodziców, by zapewnić sobie dobrobyt. Jednak to narusza prawa, i policja przyjeżdża raz na pół roku, by zabrać dzieci, które żebrzą. Gdy nagle podczas swoich rozmyśleń Alice spotkała na swojej drodze policjanta. Przypadkowo dziewczynka wpadła na komisarza. Nie chciała nabierać podejrzeń i nie uciekała. Jednakże spostrzegła, że jest to ten sam, którego widziała poprzednio. 
- Dzień dobry-powiedział mężczyzna z zaciekawieniem patrząc na dziewczynkę.
- Dź-dź-ie-ień dobry-przestraszona odpowiedziała.
- Coś się stało? Czemu tak sama chodzisz sobie uliczką?
- Na spacer się udałam-odpowiedziała już nieco spokojnie Alice.
- A jak masz na imię?
   Po tym pytaniu nastała cisza, nie wiedziała czy chce zdradzać swoją tożsamość. 
- Nazywam się... Milly. 
- Miło mi Milly. Jestem Robert. Daleko stąd mieszkasz?
- Ja?-spytała ponownie wystraszona-Tuż obok, właśnie wracam do domu.
- Świetnie Milly, poznasz mnie ze swoją mamą. Właśnie razem z moim przyjaciółmi- komisarzami obchodzimy każdy dom.
- Mo-mo-ja mama jest w pracy...
- Nie szkodzi. To poczekam z tobą w domu na mamę.
   W tym momencie, po zastanowieniu się dziewczynka zaczęła uciekać. Wiedziała jeśli policjant dowie się w jakich warunkach żyje rodzina czy nawet w jaki sposób zarabia, zabiorą ją i rodzeństwo. Policjant wtem również od razu zerwał się i po chwili dogonił ją.
- Milly, czemu uciekasz?-po chwili dodał- Nie poznasz mnie z rodziną?
   Nagle Alice nie wiedziała co zrobić, pierwszy raz w życiu. Jeśli zaprowadzi komisarza policji do rodziny zabiorą ją jak i rodzeństwo. Pomyślała, że lepiej by było gdyby ją tylko zabrali.
- Nie.
- Masz wybór, do niczego ciebie nie zmuszam. Jesteś pewna?
- Tak...-odpowiedziała smutna
- W takim razie pojedziesz ze mną. 
   Po tym dziewczyna wsiadła do samochodu policyjnego i pojechała wzdłuż miasta. Machała wszystkim ze łzą w oku, jednak jej nie widzieli- okna były zaciemnione. I wtem dziewczynka również po raz pierwszy opuściła swoje rodzinne miasteczko na południu Ameryki. Teraz nawet nie wie gdzie jedzie, nie odzywała się podczas drogi. Przejeżdżała różne wsie podobne do jej, gdy nagle wjechała do dużego miasta. Był on pełen wysokich budynków, mnóstwo ludzi na ulicach, jednak w garniturach, a nie w szmatkach. 
- To tu?-odważyła się spytać
- Nie, nie... Długa droga przed nami.
   Wtedy Alice westchnęła i zamknęła zaszklone oczy łzami, wtem zasnęła...

sobota, 12 maja 2012

Rozdział I

Rozdział I 

- Pani, nie masz niczego do jedzenia- zwróciła się mała dziewczynka do starszego mężczyzny.
- Wynoś się stąd, nie masz co robić? 
   Młoda żebraczka, właściwie dziewięcioletnia Alice nie zważyła na słowa mężczyzny.
- Może ma pani coś, coś... Do jedzenia?
- Tak, tak...- kobieta pospiesznie rzuciła Alice kawałek chleba
- Dziękuję!- dodała szybko dziewczynka
  Małe, czarnowłose dziewczę wrzuciło pośpiesznie kromkę do koszyka i poszła w kierunku domu.  Szła w brudnej, starej, przymałej sukience, a jej pokaleczone stópki dreptały boso po piachu. Jej piwne oczy mądrze patrzyły na świat. Tuż przy drzwiach czekali na nią jej rodzeństwo- John i Violetta. Siostra była o dwa lata starsza, a brat rok młodszy. Wysypali z koszyków to co zdołali uzbierać. Mieli 3 kromki chleba, kawałek jabłka oraz 5 bananów. Podzielili się między sobą jedzeniem, a także po chwili posilili się tym. 
   Wieczorem dzieci weszły na dach domu.
- Słyszałem, że do naszego miasta, mają jutro przyjechać przedstawiciele władz. Tym samym będą pilnować spokoju, utrzymania porządku oraz, żeby dzieci nie głodowały...-rozpoczął rozmowę John
   John był  dość niskim, chudym chłopcem. Odznaczał się niezwykłym zuchwalstwem, inteligencją i odwagą. Zawsze miał własne zdanie.
- A co jeśli przyłapią głodujące dzieci?-spytała Violetta
   Violetta natomiast była najstarszą z rodzeństwa. Miała brązowe, niektórym osobom zdawało się, że nawet czarne oczy, które często przysłaniały jej rudowato-ciemne włosy. W przeciwieństwie do młodszego brata była dość wysoką dziewczynką. Niestety nieśmiałą. Często ulegała presji otoczeniu, przyporządkowywała się innym.
- Myślę, że to, czego nikt by nie chciał. Zabraliby dzieci do domu dziecka albo zostawiliby na pastwę losu w wielkim mieście czy nawet... daliby do jakiejś obcej rodziny!
- Violetto,-wtrąciła się Alice- nas nikt nie przyłapie. Spokojnie, przecież znamy to miasto jak własny dom. Nic nam nie zrobią, znamy wszystkie najlepsze kryjówki.
   W tym czasie przerwała rozmowę ich matka - Isabella, która przed sekundą wróciła z pracy- sprzątaczki. Dzieci jak to zwykle z radością pobiegły przywitać się z matką...
   Następnego dnia pobudka odbyła się o ósmej nad ranem. Rodzina zjadła po kromce chleba. Następnie matka zaczęła sprzątać dom.
- Dzieci, chodźcie pomóc w domu, pójdę wcześniej do pracy, zarobię nieco więcej. I tak zalegam państwu Keys za dwa miesiące, jak w tym miesiącu nie zapłacę pozostanie bez dachu.
- Ja zmęczona jestem mamo, upał taki...-odpowiedziała Violetta dogryzając pozostałości sczerstwiałego chleba.
- A ja to nie?- powiedziała zapracowana kobieta.
    Zrezygnowane, zmęczone, nieumyte dzieci przejęły domowe obowiązki matki z niechęcią. Po chwili, kiedy Isabella wyszła do pracy John, Alice, Violetta tym samym "skończyły" obowiązki i wyszły na świeże powietrze. 
- John ty na końcu miasta, ja koło jarmarku, a ty Violetta tu na rogu.
   Wszyscy poszli na wyznaczone miejsce i jak co dzień zaczęli prosić o pokarm. Tego ranka nikt nie zwracał na nich uwagę.
   Nagle Alice zauważyła z dala mężczyznę z odznaką policyjną, zrozumiała, że musi uciekać, inaczej będzie miała problemy. Gdy nagle policjant zauważył uciekającą żebraczkę, pobiegł za nią. Alice dobrze znała miasto, kryjówki i niebezpieczne miejsca. Schowała się za stragan na bazarze i gdy mężczyzna minął go pobiegła po Johna i Violettę. Okazało się, że oboje widzieli jeszcze innych funkcjonariuszy. Dzieci przestraszyły się, gdyż wiedziały, że jeśli ich złapią zostaną wywiezione do miasta, nie wiadomo gdzie. Po tym rodzeństwo poszło do przyjaciół mieszkających obok.
- Co u was? Wy też widzieliście policjantów?-spytała Ann
- Tak, tak... Co teraz robimy?-przerwała Violetta
- Myślę, że nie trzeba się kryć, ale wstrzymać zbieranie żywności-powiedział Billy.
- Sądzę, że mama się zorientuje, że nie ma niczego do zjedzenia. U nas jest gorzej niż u ciebie Billy. Może nawet wylądujemy na podwórku, jeśli mama nie zapłaci państwu Keys-dopowiedziała zmartwiona Alice.
- Tak, ale przecież wasza mama jest sprzątaczką, macie dorobek.
- Owszem, ale wiesz ile teraz dostają sprzątaczki...
   Rozmowę dzieci przerwała mama Billego wracając z pracy- pracuje jako sprzedawczyni na bazarze.
- Witam was. Co u mamy?- spytała kobieta Violettę 
- Nic nowego.
- Kryzys u każdego jest, nie martw się- powiedziała kobieta wychodząc z balkonu.
   Billy to trzynastoletni, dość zarozumiały chłopiec, a Ann to jego czternastoletnia, skromna siostra, od zawsze przyjaźnią się z Johnem, Alice i Violettą. Po wyjściu mamy dzieci dalej kontynuowały rozmowę.
- Owszem, ale moja mama może wam dawać z naszej grządki warzywa. Wtedy nie będziecie musieli płacić za jedzenie, a tym bardziej wy zbierać.
- Nie da rady, wiesz, że moja mama nie lubi podarunków. Tym bardziej od was, też jesteście w niekomfortowej sytuacji pieniężnej.
- Nie aż tak, wyjdziemy z tego cali. Co raz więcej osób traci swoją gospodarkę, gdyż jest taki upał. U nas jest dobrze, na razie.-zamyślił się- Mama podwyższa ceny produktów, a i tak coraz więcej osób kupuje, bo nie ma wyboru.
- Może masz rację, ale i tak nie chcemy. Prawda John?
- A co do tego to nie, nie weźmiemy.
- Jak chcecie, a co z polic...-nie dopowiedział chłopiec
- Nie wiem, ale myślę, że nie przestaniemy zbierać pokarmu- powiedział John.
- Wasza sprawa, ale trzymajcie się-powiedziała Ann.
   Wówczas Violetta poczuła zmęczenie.
- Myślę, że już pójdziemy. Do zobaczenia.
- Uważajcie na siebie, cześć!- zawołała Ann